Pomysły na piosenki szybko zaczęły się pojawiać, a album nabrał kształtu podczas prac w Los Angeles z uznanym producentem, Gregiem Kurstinem, który zagrał też na basie. Za perkusją zasiadł Joey Waronker (Beck, R.E.M., Atoms for Peace). Od razu wszystko zaskoczyło i brzmieli, jakby od dawna byli zespołem.
Miałem świeżo w pamięci koncerty w Knebworth, kiedy zacząłem pisać materiał – dodaje John Squire. Starałem się, by nie brzmiało to zbyt rockowo, a zarazem wpleść w te piosenki nieco nostalgii. Podoba mi się, że w niektórych fragmentach jest dość melancholijnie i przyjemnie, a w innych robi się lekceważąco, niegrzecznie a nawet prymitywnie. Znajdziecie tu wszystkiego po trochu. Uważam, że to naprawdę dobra mieszanka. Przeczuwałem, że razem będziemy dobrze brzmieć, ale nie spodziewałem się, że tak dobrze do siebie pasujemy.